Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 11 lipca 2011

Okragła pieczątka

Dzisiaj z rana Mistr miał w pracy bardzo szybką i ryzykowną akcję. Wszystko zaczęło się już w piątek, kiedy o 15:40 (!) stały klient zlecił tłumaczenie przysięgłe. Trzeba było szybko kogoś znaleźć z kombinacją czeski-polski.


Wszyscy przysięgli z Pragi się wykręcili, bo weekend, bo wakacje, bo urlop, bo nie mają już możliwości.Dopiero jakaś Pani z Podniebrad się zgodziła. Super, extra, przyjedzie w poniedziałek ze swoją okrągłą pieczątką i tłumaczeniem. No to Mistrunio elegancko
(pomijam dzwonienie do tych wszystkich tłumaczy) prawie już w nocy udał się do domku. Musiał potwierdzić zlecenie klientce, więc w sobotę rano wszedł tylko na trochę na mejla. Zadzwonił, potwierdził. Potem poinformował tłumaczkę. Po prostu elegancja. No i w tej nieświadomości sobie Mistrunio pojechał na miasto,robił sobie obiadki…aż wieczorem się okazało, że DeUPeA. Tłumaczka chce gotówkę, jak nie, to nie tłumaczy.A gotówką się nie płaci, bo trzeba najpierw zaksięgować. Taaaa. Po czym się na koniec okazało, że w drodze wyjątku będzie zapłata gotówką (po konsultacjach z koleżanką z pracy Mistra). Mistr dzwonił z służbowego skype już z debetem na koncie, ale jeszcze udało mu się zagwarantować tłumaczce, że kaska będzie.


No i w poniedziałek, czyli dziś, miała być gładka akcja. O 9:00 miał wbić klient z oryginałem, o 10:00 miał przyjść tłumacz i dokumenty związać. Mieli się nie spotkać i klient miał sobie przyjść o 13:00 po tłumaczenie. A tutaj 9:20 na zegarze…oryginałów nie ma na recepcji. Telefon do klienta…już idzie…9:40…nie ma przekładów… 9:46… Mistr już ma pełno w gaciach…9:50 Mistr leci na recepcję, zobaczyć, czy oryginały już są (mija całkiem świadomie przy windzie tłumaczkę, przynajmniej przypuszcza,że to ona)
i zlatuje na dół). Wraca oczywiście bez oryginałów, tłumaczka już czeka w szumnie zwanej sali konferencyjnej…Mistr wita się, drapie po głowie. Na szczęście tłumaczka mówi, że poczeka. No i staje się cud i zarazem wtopa. Przychodzi klient. Siada naprzeciw tłumacza i obserwuje spinanie dokumentów (co jest dodatkową atrakcją i bym za to naliczył dopłatę :D.).Tłumacz kończy. Klient wychodzi. Tłumacz dostaje kasę. Wychodzi.  No i bardzo nieprofesjonalnie, ale się udało. Mistr zaparza kawę i je ciastko. Ora et labora.  

nowy kubeczek Mistra w samonagrodę
PS trzeba się rozglądnąć na czarnym tragu, ile kosztuje pieczęć tłumacza. Mistr sam mógłby to przecież przetłumaczyć <se se se>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz