Czasami można się zadumać, zdziwić lub zszokować treścią dokumentów źródłowych lub już gotowych tłumaczeń (w zależności od tego,co się rozumie).Ludzie tłumaczą dosłownie wszystko i na wszystkie języki. W ostatni tygodniu mieliśmy akt zawarcia małżeństwa z Nigerii… na język czeski. Hitem sezonu okazała się też korespondencja Czeszki z żonatym Turkiem, który obiecał jej hory doly (cuda wianki) a w rezultacie ją wystawił do wiatru. Oprócz tego są też nudne tłumaczenia dokumentów, dyplomów, świadectw, wypisów i potwierdzeń wszelkiego rodzaju.
Moim ulubionym klientem tego tygodnia pozostaje Pan narodowości rosyjskiej (wyglądający jak Hindus), który
zwiedził biuro telefonując i wykrzykując do rozmówcy. Na wstępie zapytał, czy może tu mówić z kimś po rusku. Akurat Máša wymiata po rosyjsku (Mistr też, ale się nie ujawnia, bo jest lepszy niż native speaker) więc Pan miał full service. Tylko, że nie mógł usiedzieć w sali konferencyjnej (znów ta szumna nazwa, może kiedyś poświęcę całego posta sali konferencyjnej). No więc: nie mógł sobie spokojnie poczekać, ale zwiedzał kuchnię i nasze biuro. Postał, popatrzył, chwilę łaził w te i z powrotem. Na koniec chciał się targować i był bardzo niepocieszony, że to nejde i że cena jest ostateczna. Dzisiaj miałam też robić ofertę dla ASP… chcieli przetłumaczyć opis prac uczniów na angielski, bo robią wystawę międzynarodową. Jeden Pan tłumaczył też opis stanu zdrowia noworodka z greckiego na polski. Może w ramach praktyki Mistr przetłumaczy nasz blog na urdu? Myślę, że wtedy byłby poczytniejszy. Co myślicie?
:) pracowicie ;*
OdpowiedzUsuń